Urzędy, konsulaty, papiery, krawaty…
… a właściwie to bez dwóch ostatnich. Kiedyś miałam okazję być uczestnikiem pięknej sceny w skarbówce – Pani z okienka, nie będąc w stanie udzielić mi informacji po dobrych dwudziestu minutach klikania w komputer, na moje nerwowe postukiwanie o blat odwróciła się niezadowolona i wskazała kartkę przylepioną na monitorze. Wydrukowaną, co świadczyć chyba miało o zdolności obsługi stojącej przed nią maszyny. Na niej dumne litery wypisane Comic Sansem głosiły, co następuje:
MYŚLENIE WYMAGA CZASU
Otóż, proszę państwa, ambasada KRL-D była w stanie odpisać mi szybciej, niż owa Pani zdążyła wpaść na to, że rozwiązanie mojej zagadki wymaga od niej trochę, ekhem, CZASU.
Dlaczego ambasada KRL-D w ogóle ze mną korespondowała?
Bo to bardzo mili ludzie są. I chcą mi pomóc w napisaniu magisterki o Korei Północnej, między innymi Korei Północnej. Poproszeni o przesłanie materiałów – materiały przesłali. Posługując się językiem polskim na poziomie broken, ale czytable, wyrazili również gorącą nadzieję, iż swoją pracę napiszę jak na polską dziennikarkę przystało, a nie wzorując się na zachodnim kłamliwym chłamie.
Panie Ambasadorze Jego Ekscelencjo – obiecuję.